Po ponad dwóch
latach zakończyłem swoją przygodę z Forum Młodej Lewicy. Myślę ,że okoliczności tego rozstania zasługują na parę słów wyjaśnienia.
Nie miałem swego
udziału w założeniu portalu, dołączyłem do niego po paru miesiącach. Jako jedyna osoba z doskoku
zaangażowałem się na stałe. Pozostali przychodzili i odchodzili. Sporą część kontentu
zawdzięczaliśmy gościnnym przedrukom (wiem, to określenie nie na miejscu w przypadku mediów internetowych). Trzon portalu stanowiły de facto trzy osoby.
W ostatnim okresie ilość publikacji
poszczególnych członków redakcji stała się skrajnie
asymetryczna. Zdecydowana większość wpisów wychodziła spod mojej
klawiatury, co przynajmniej w moim odczuciu kłóciło się z ogólną ideą. Forum w nazwie portalu
powinno zobowiązywać do czegoś więcej.
Rzecz jasna, nigdy nie chodziło o uczynienie z FML przedsięwzięcia na dużą skalę. Nasze plany tego nie przewidywały, nasze możliwości na to nie pozwalały.
Ot, wystarczyło coś w rodzaju platformy blogerskiej (forma przekładańca). Działanie w takiej formule nie wymaga dużej liczby autorów. Ale tylko pod warunkiem, że większość z nich publikuje teksty częściej niż od wielkiego
dzwonu.
Cóż, niejeden niszowy portal spotkał podobny los. Żadne to więc specjalne zaskoczenie, a co za tym idzie - powód
do żalu. Znajduję ogromną wdzięczność wobec wszystkich, z którymi przyszło mi
współtworzyć FML. Przez pewien czas udawało się nam robić rzeczy trzymające
wysoki poziom i zasługujące na uwagę (jakkolwiek nieskromnie to brzmi).
Zaproponowałem rozwiązanie
portalu, na co redakcyjni towarzysze nie przystali. Szanuję ich decyzję. A rozumiem ją tym
bardziej, że sam przywiązałem się do szyldu FML. Chciałbym jednak, aby poza szyldem
istniało coś więcej.
Co dalej? Na pewno nie
zrezygnuję z pisania, chociażby na tym blogu. W kręgu mojego zainteresowania są
też wszelkie nowe projekty (np. w oparciu o podobną formułę jak FML, tyle że działające
w praktyce). Aczkolwiek póki co zdaję się w tym względzie na inicjatywę i motywację innych osób. Szkoda mi czasu na zajmowanie się krzesłowo-kanapowymi niewypałami.
Przestrzeń dla rozwoju
niezależnych lewicowych mediów i blogów wciąż pozostaje nie w pełni zagospodarowana. Wierzę, że są ludzie, którzy chcą i potrafią podjąć to wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz