28 czerwca 2014

Odejścia i wejścia


Przejście Grodzkiej z Twojego Ruchu do Zielonych mogło zaskoczyć tylko tych, którzy niezbyt uważnie śledzili jej wypowiedzi i działania. Różnice pomiędzy nią a dominującym nurtem w partii Palikota narastały od dłuższego czasu. Równoległe utrzymywała stały kontakt z lewicą pozaparlamentarną.
 
W wywiadzie dla Lewica24 sprzed blisko roku określiła się jaki ekosocjalistka. W dość jasny sposób wskazywało to, jaki ma plan B (socjalizm jak socjalizm, chodzi tu rzecz jasna o przedrostek eko-). Nie należy doszukiwać się w posiadaniu (a obecnie realizowaniu) takowego planu B koniunkturalizmu. Owszem, Twój Ruch w coraz większym stopniu staje się tonącym okrętem, ale Zieloni nie zbudowali na razie nawet stabilnej łódki. Postawienie na lewicę pozaparlamentarną to wybór świadczący o ideowości i poważnym traktowaniu własnych poglądów. Praca na rzecz nowej lewicy oznacza tylko krew, trud, łzy i pot.

Alternatywą dla Zielonych pozostawał ewentualnie Ruch Sprawiedliwości Społecznej. Konsekwentne zaangażowanie Grodzkiej w walkę o prawa lokatorów zapewnia jej wiarygodność i uznanie w środowisku skupionym wokół Ikonowicza. Tyle że stawia ono na wyciszanie kwestii kulturowo-obyczajowych, co znacznie ograniczałoby pole działania w  tym na równi ważnym dla Grodzkiej obszarze.
 
Niekonsekwentnym wydaje się opuszczenie partii przy jednoczesnym pozostawaniu w klubie. Tworzy to mylne wrażenie współpracy Zielonych z Twoim Ruchem, które ci pierwsi muszą teraz dementować. Takie połowiczne wyjście jest natomiast na rękę Palikotowi. Pozwala bowiem stłumić niezadowolenie liberalnego skrzydła, a zarazem dalej zapisywać na swoje konto aktywność sejmową Grodzkiej (dobrze przygotowanej merytorycznie i pracowitej).

Zieloni zyskują przede wszystkim zainteresowanie mediów i rozpoznawalną postać w swoich szeregach. Posiadanie parlamentarnego przyczółku  niczego praktycznie nie zmienia, dopóki ogranicza się do pojedynczego mandatu. Dopiero koło poselskie zapewniałoby jako taką możliwość zaistnienia. Szanse na to istnieją nie tylko na poziomie abstrakcji - Nowicka i Biedroń wpasowaliby się w Zielonych równie dobrze.
 
W tym wszystkim pozostaje zwrócić uwagę na nienowy problem partyjnej lojalności parlamentarzystów. I nie mówimy wcale o radykalnym ograniczaniu wolności mandatu poprzez podporządkowanie partii, z której się go uzyskało (chwiejność ideologiczna Twojego Ruchu w zupełności usprawiedliwia odejścia tak konsekwentnych lewicowców jak i konsekwentnych liberałów). Gorzej wygląda natomiast rozwijanie swego potencjału przez w oparciu o rozłamowców przez partie pozaparlamentarne. Skoro nie uzyskały wystarczającego zaufania wyborców, nie mają legitymizacji do bycia reprezentowanymi w Sejmie.

O wiele uczciwszym rozwiązaniem byłoby zrzeknięcie się mandatu. Tak jak postąpił swego czasu Palikot. Oczywiście, obyłoby się to pewnie ze stratą dla sensownych projektów ustaw opracowywanych przez Grodzką. Czy rezygnacja z mandatu nie przedstawiałaby się jednak jako bardziej uczciwa wobec wyborców? I czy nie powinno się upatrywać w takiej uczciwości priorytetu?

Ten zgrzyt rzutuje na całą kwestię przejścia Godzkiej do Zielonych. Nawet jeśli logika inni też tak robią podpowiada, że postąpienie inaczej równałoby się grzechowi naiwności.

2 komentarze:

  1. zawsze wydawało mi się, że głosując na konkretnego człowieka, nie jest to równozaczne z głosowaniem na partię.

    nawet wedle 104 art. Konstytucji RP ("Posłowie są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborców.") osoba wybrana może robić co jej się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Edward Kajka

    To prawda, że z prawnego punktu widzenia polscy parlamentarzyści nie są w żaden sposób ograniczeni koniecznością pozostawania w partii, z której zostali wybrani. Pozostaje natomiast kwestia tego, co uznajemy za właściwe zwyczaje.

    Osobiście jestem tu daleki od skrajności. Uważam, że można usprawiedliwić konkretne przypadki wystąpienia z partii za uzasadnione, jak choćby odejścia do zupełnie nowego ugrupowania (np. z SLD do SdPL czy z AWS i UW do PO).

    Natomiast Zieloni w ostatnich wyborach startowali z listy SLD, czyli konkurencyjnej wobec RP. Nie wiem, ile wyborców głosowało w Krakowie zachęconych konkretnie osobą posłanki Grodzkiej. Ale śmiem przypuszczać, że raczej niewiele. Nie była wówczas postacią szerzej rozpoznawalną (być może jedynie w środowisku LGBT). To raczej jedynka na liście RP pomogła jej, a nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń