Premier Tusk zastąpił na stanowisku ministra sprawiedliwości jednego
konserwatystę drugim. Na miejsce Jarosława Gowina wskoczył Marek Biernacki.
Konserwatyzm tych polityków stanowi idealne odzwierciedlenie specyfiki całego
prawego skrzydła PO i konserwatyzmu całej partii.
Gazeta Wyborcza opisuje nowego ministra w następujący sposób: Biernacki jest człowiekiem środka, zdrowego rozsądku. Zbiera Madonny malowane na szkle, ale nie słychać go w Radiu Maryja. Cóż, najwidoczniej w Polsce do bycia uznanym za umiarkowanego człowieka środka wystarczy jedynie nie wygłaszać teorii spiskowych o zamachu smoleńskim w mediach Tadeusza Rydzyka. Niemniej konserwatyzm PO rzeczywiście odróżnia się na tle radykalnej prawicy, będąc konserwatyzmem w najwłaściwszym tego słowa znaczeniu.
Obecny konserwatyzm Platformy przybiera formę zdroworozsądkowej (w znaczeniu odwoływania się do common sense) zachowawczości. Odróżnia się tym od wojującego konserwatyzmu IV RP, który przyświeca politycznej drodze Prawa i Sprawiedliwości i Solidarnej Polski, a jeszcze dekadę temu przyświecał Platformie. Jeżeli spojrzy się na historię konserwatyzmu w kontynentalnej Europie, takie rozumienie konserwatyzmu – jako przede wszystkim umiarkowanie zachowawczej postawy – to nic nowego, a epizodyczne zachłyśnięcie się anglosaskim konserwatyzmem nowej prawicy (Reagan, Thatcher) stanowi raczej aberrację.
Pragmatyczna obrona interesów relatywnie uprzywilejowanych warstw społeczeństwa, zawsze i wszędzie stanowiących bazę społeczną centroprawicy, to główny element konserwatyzmu również w wydaniu PO. Do jego istotnych składników zalicza się także unikanie skoku na głęboką wodę w zakresie spraw obyczajowych. Prawe skrzydło blokuje ustawę o związkach partnerskich czy wspiera projekt ustawy o całkowitym zakazie aborcji, lecz unika skrajnie homofobicznej retoryki czy szczególnej ostentacji w manifestowaniu przekonań religijnych. Niezależnie od nieweryfikowalnej szczerości tych postaw, mają one także niewątpliwie swój praktyczny wymiar. Konserwatyzm platformianej prawicy jest skrojony pod oczekiwania elektoratu środka, a także nie razi zachodnioeuropejskich sojuszników zrzeszonych w chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej.
Próby stworzenia w Polsce „normalnego konserwatyzmu” podejmowano już nieraz. W latach 90. wysiłki ku temu podejmował choćby Aleksander Hall, najpierw powołując Forum Prawicy Demokratycznej (późniejszą Frakcję Prawicy Demokratycznej wewnątrz Unii Demokratycznej), a następnie Partię Konserwatywną. Umiarkowanie prawicowy charakter, spośród formacji odgrywających relatywnie ważną rolę na scenie politycznej, miało też na Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe. Koniec końców, „normalny konserwatyzm” zawsze ponosił porażkę, będąc zbyt słabym nurtem by uniknąć zdominowania przez oszołomski nurt polskiej prawicy.
Dopiero teraz sen o zwycięstwie umiarkowanej prawicy ziścił się dzięki kolejnym sukcesom politycznym PO. Z „normalnym konserwatyzmem” partii Donalda Tuska współgra szeroki charakter partii, która otwiera swe szeregi tak dla dawnych polityków postkomunistycznej centrolewicy (Arłukowicz, Rosati), jak i dla renegatów z PiS (Kluzik-Rostowska, Mężydło). Pod skrzydłami Platformy kariery polityczne mogą robić (lub kontynuować) wszyscy, którzy są zwolennikami haszkowskiego „umiarkowanego postępu w granicach prawa”.
Taka tożsamość ideologiczna PO, polegająca właściwie na braku ideologii lub jej mocnym rozmyciu, drażni przeciwników partii rządzącej z lewa i z prawa. Nie przeszkadza to wygrywać platformersom kolejnych wyborów i sprawować władzę drugą kadencję. Elektorat PO wykazuje często spory krytycyzm wobec swojego ugrupowania, lecz mieszanka „dla każdego coś miłego” i straszenia powrotem PiS sprawdza się póki co znakomicie.
Platforma stała się trwałym reprezentantem interesów polskiej klasy średniej, a przynajmniej tych, którzy za klasę średnią się uważają niekoniecznie naprawdę do niej się zaliczając (może rozwiązanie testu na przynależność klasową w jednym ostatnich numerów Polityki otworzyło niektórym oczy). Dlatego szansę na potencjalny sukces w pokonany PO posiadają jedynie środowiska, które podejmą reguły tej gry i przyjmą na swoje sztandary ten sam „umiarkowany postęp w granicach prawa”. Taka alternatywa (czy też raczej pseudoalternatywa) już się pojawiła – jest nią Europa Plus. Jeżeli na pierwszy plan wysunie się „prezydent wszystkich Polaków”, a niesforny Palikot tymczasowo usunie się w cień, Europa Plus może przekroczyć 20% w najbliższych wyborach do europarlamentu. Na przeszkodzie pozostanie PiS-owski straszak, który dzięki rozbiciu poparcia pomiędzy dwie partie „umiarkowanego postępu w granicach prawa” może wysunąć się na prowadzenie w sondażach. Błędne koło „Tusku, musisz” nakręci się wówczas ponownie.
Zawiedli się ci, którzy oczekiwali po dymisji Gowina wstrząsu na polskiej scenie politycznej. Były minister jest na tyle wytrawnym graczem, aby zdawać sobie sprawę, że tworzenie nowej partii zlepionej z platformerskich konserwatystów to droga donikąd. Wpychanie się pomiędzy PO i PiS oznaczałoby podzielenie losu PJN.
Premier może dowolnie przebierać w zasobach kadrowych prawego skrzydła swojego ugrupowania, o czym niektórzy zapomnieli. Tak długo jak nie zostaje zachwiana równowaga pomiędzy poszczególnymi grupami wewnątrz partii Donalda Tuska, rząd PO-PSL trwa i trwa mać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz